Bez względu na to jak będą wyglądać precyzyjne wyniki, w ogólnym pojęciu Platforma Obywatelska przegrała wybory samorządowe. Przegrała z PIS, która to partia od wielu lat stawia się w roli ofiary całego systemu demokratycznego, a zwłaszcza ekip rządzących, nie ma wyrazistego programu na przyszłość ponieważ patrzy głównie w przeszłość, ma ludzi w zarządzie sprawiających wrażenie psychopatów, popiera homofobiczne ugrupowania narodowe, które optują w kierunku nacjonalizmu i jest w koalicji ze „zgranymi” politykami z nijakich ugrupowań. Tym bardziej należy PIS’owi pogratulować; przy tym obrazie partii to naprawdę sukces.
Podobno wyborcy PO nie poszli do wyborów, ponieważ nie czuli dostatecznej motywacji.
Jak pokazało rządzącym głosowanie, nie wystarczy już wyborców straszyć: „jak nie zagłosujecie na nas, to do władzy dojdzie PIS”. To już nie działa skutecznie mimo, że działało doskonale przez ostatnich kilka lat. Teraz, zanim spin- doktorzy zaczną ratować rządzące ugrupowanie, warto zrobić inwentaryzację tego, co wyborca pamięta z ostatnich lat rządzenia. A więc zapewne pamięta:
– Wiek emerytalny. Najbardziej na tej reformie dostały „po łbie” kobiety. Teraz mają pracować o siedem lat dłużej. Nie stanowi może to problemu dla pracowników umysłowych, naukowców, przedsiębiorców itp. Natomiast na pewno nie będą rządzącym wdzięczne te panie, które codziennie wstają o 5.00 rano, aby o 6.00 rozpocząć ośmiogodzinny lub dłuższy dzień pracy fizycznej, często ogłupiającej- na taśmie. Nierzadko za mniej niż dwa tysiące zł netto miesięcznie.
– Ubezpieczenie społeczne. Istotny filar ubezpieczeń społecznych był nasz, jest „ich”. Mieliśmy zarobione przez nas pieniądze w funduszach emerytalnych, odebrano nam je, wrzucono w machinę funduszy państwowych i wskazano jako docelowego ich zarządcę ZUS. To nie mogło spotkać się z uznaniem wyborców, gdyż nosiło znamiona kradzieży, a poza tym organizacja ZUS jest w stanie permanentnego upadku od wielu lat (podobnie zresztą jak Poczta Polska, PKP czy kopalnie węgla; tu wyraźnie widać, że czasem „ziarno musi obumrzeć aby dać nowy owoc”) więc nie wzbudza zaufania społecznego.
– Ministrowie finansów. Zarówno architekt powyższego zaboru naszej kasy, jak i obecny, swoją misję pojmowali/pojmują tylko i wyłącznie jako ograbianie jak największej ilości Polaków z ich pieniędzy i dostarczanie ich do grupy rządzącej. Nie ma mowy o żadnej reformie systemu fiskalnego, mimo że wskazywał już na nią prof. Balcerowicz chyba ponad 20 lat temu, a zadłużenie Państwa jest ogromne i wciąż rośnie. Ministrowie tylko wymyślają kolejne podatki, likwidują ulgi, podnoszą podatki w sposób jawny (np. VAT- miał być tylko czasowo zwiększony) lub ukryty. To nie przydaje im popularności, a przedsiębiorcy nie widzą w nich partnerów.
– Reforma służby zdrowia. To chyba jedyna reforma, która nazywa się wprost reformą i która tak kuleje, że już bardziej nie można. Rządzący nie nadali temu projektowi stosownej rangi, nie powołali właściwych struktur tego projektu, nie potrafili uzgodnić jego pryncypiów z opozycją, zlecili go ułomnym w umiejętności zarządzania ministrom. To nie przydało rządzącym głosów.
– Polityka prorodzinna. Mimo zagrożenia kraju malejącym tzw. współczynnikiem dzietności, rządzący przez lata nic nie robili, a ostanie działania, zwiększające długość urlopu macierzyńskiego (wprowadzane nieprofesjonalnie), czy zwiększające ulgi podatkowe na kolejne dzieci są w opinii społeczeństwa wysoce niedostateczne i ogłaszane zbyt późno. To także nie jest plus dla rządzących.
– Propozycje dla młodzieży. Młodzież, zwłaszcza z mniejszych ośrodków miejskich i ze wsi nie widzi przyszłości w kraju swych ojców. Polacy są w większości społeczeństwem tradycyjnym i zawsze, ale to zawsze emigrację zarobkową traktowali jako konieczne zło. Dlatego jeśli młodzieży nie pokaże się perspektyw życia w Polsce (z której nie musi przecież skorzystać w 100 procentach), będzie zawsze niezadowolona. Taka też była na tych wyborach.
– Obecność w terenie. Rządzący, być może „podpuszczani” przez opozycję, skupili się głównie na walkach słownych, popisach erudycyjnych przed mediami, salonowych bojach. Miało to miejsce głównie w stolicy, ewentualnie jeszcze w kilku większych miastach w Polsce. Małe miasta, miasteczka i wsie pozostały dla Platformy i jej polityków terenem nieznanym; zapuszczali się tam jedynie w przypadku klęsk żywiołowych i to często po to, aby uzyskać poparcie mediów dla swoich misji pomocowych. To za mało.
– Polityka zagraniczna. Mimo, że generalnie była prowadzona umiejętnie i korzystnie dla naszego kraju, to jednak w temacie Ukrainy, który był głównym akcentem polityki zagranicznej ostatniego roku, pozostaliśmy na marginesie wydarzeń. To nie przydało tej agresywnej polityce wschodniej zwolenników wśród wyborców.
– Afery. Afera automatów go gier. Afery korupcyjne przy przetargach w wojsku i policji. Afery autostradowe. Afera z Pendolino. Afera podsłuchowa- gdzie jasno słychać, o co chodzi rządzącym i w jaki sposób wyrażają swoje myśli i uczucia. Te afery i jeszcze wiele innych, to kropka nad „i” lub jak kto woli, może nawet gwóźdź do trumny.
Można wymieniać jeszcze wiele czynników, które przyczyniły się do owego wyniku wyborczego, jednak nie bijmy leżącego.
Pani Premier, jak i wielu innych prominentnych polityków Platformy w dzień swojej klęski i niedługo po nim mówili w stylu: „No cóż, stało się. Ale nie załamujemy się, bierzemy się do roboty”.
Co do tej „roboty” to mam taką refleksję. Jeśli robotnik na budowie mówi: biorę się do roboty, to np. chwyta łopatę i zaczyna kopać. Jeśli „biorę się do roboty” mówi menedżer, inżynier czy ekonomista, to siada do komputera i coś tam dłubie. Natomiast jeśli polityk mówi o robocie, to zawsze mówi w liczbie mnogiej, wystrzegając się jak diabeł święconej wody formy „biorę się do roboty”. To jest dla mnie nieco podejrzane, bo skoro „bierzemy się do roboty”, to kto się bierze? Ponadto polityk ma zawsze dwie opcje: albo zacznie poprawiać to, co zepsuł przez ostatnie lata- co jest pracochłonne, trudne, wymaga czasu i co gorsza przyznania się do błędu, albo pójdzie na skróty i skupi się na politycznym marketingu tak, aby nic nie robiąc merytorycznie zyskać jednak większe poparcie. Ta druga możliwość budzi moje obawy.
Jako człowiek związany z biznesem biorę pod uwagę wszystkie możliwe ugrupowania u władzy. Chodzi mi tylko o to, aby rządzili w nich ludzie, którzy naprawdę chcą coś zrobić dla rządzonych.
Darek, MocSwiadomosci.pl