Jeśli już stwierdziłeś/aś, że nie możesz „ze sobą wytrzymać” (patrz poprzedni wpis), to możesz się odprężyć i poświęcić nieco czasu na kilka istotnych refleksji.
Jak to jest dzisiaj?
Czy zauważyłaś/eś, że większość ludzi nie tylko prawie nigdy nie zaznaje głębszego spokoju, ale wręcz niemal non stop jest jakby poddenerwowana, zirytowana, podminowana czy wręcz nabuzowana? Pewnego rodzaju niepokój i napięcie, które ich charakteryzuje można by uznać za lekką chorobę psychiczną, gdyby nie fakt, że cechy te dotyczą zdecydowanej większości tzw. cywilizacji zachodniej; a w takim przypadku choroba staje się normą.
Stan taki dotyka zarówno dzieci (nadpobudliwość, ADHD, stany lękowe, a do tego dysleksja, dysgrafia, dysortografia, dyskalkulia, itp) jak i dorosłych. Zatem schorzenie nie wybiera. Dzieci i młodsza młodzież uspokajają się nieco z pomocą różnego rodzaju ekranów (telefony, tablety, komputery, telewizory) oglądając na nich filmy, grając nałogowo w gry, czy z wielkim zaangażowaniem uczestnicząc w życiu wirtualnym na portalach społecznościowych, a dorośli i młodzież starsza poza tymi samymi rozrywkami mają jeszcze do dyspozycji objadanie się, filmy porno, seks, alkohol, tytoń i narkotyki (czasami przybierają one niewinną postać różnego rodzaju leków) lub kompulsywne zakupy czy gry hazardowe. Te zachowania występują właściwie powszechnie, zarówno kiedy jesteśmy w świetnym nastroju i z radością spotykamy się z przyjaciółmi jak i wtedy, gdy jesteśmy w nastroju depresyjnym i żyć nam się odechciewa; bez używek alkoholowych, kompulsywnego seksu, „skosztowania odrobiny” marychy czy koki nie obejdzie się. Tylko w różnych środowiskach stosuje się różne środki znieczulające. Można odnieść wrażenie, że cywilizacja nasza wie jak radzić sobie z tą przypadłością. Niestety jest to chwilowe radzenie sobie i w istocie swojej polega na zejściu w obszary nieświadomości.
Zatem tak naprawdę nie można mieć do siebie pretensji o to, że nie możemy wytrzymać sami ze sobą. Zdanie sobie sprawy z genezy tego stanu stawia nas wśród światłych wybrańców, którzy chcą coś zrobić z tym jakże nienormalnym stanem rzeczy. Dla tych, którzy chcą coś zmienić na lepsze, naprawić swoje „chorobliwe” zachowania nie mam niestety wiadomości takich, jakich być może oczekiwaliby. Aby wyjść z tego zaklętego kręgu niepoczytalnych zachowań nie wystarczy bowiem kolejny „złoty środek” w postaci pigułki, wciągnięcia, wypicia „na zdrowie”, a nawet kolejnej cudownej diety czy zestawu ćwiczeń. Mimo, że część z tych środków może być korzystna, nie jest ona jednak „clou programu” naprawczego.
Zatem co dalej na początek?
I w tym miejscu jest czas na prawdę co do dalszych kroków: jeśli chcemy coś zrobić, to musimy nad sobą popracować. Nad SOBĄ! Fakt stwierdzenia, iż nie możemy z sobą wytrzymać to dobry początek. Dobry, gdyż zauważyliśmy w sobie jakby dwie osoby: tę która już nie wytrzymuje obecnego stanu rzeczy oraz tę, która zauważa tego co nie wytrzymuje. To jest wielkie osiągnięcie, gdyż wszyscy ci, których charakteryzowałem powyżej, a którzy tworzą w lwiej większości współczesną cywilizację nie zauważają tego. Będąc bowiem przywiązani do swoich zachowań, myśli, emocji i zwyczajów nie widzą, że są jakby wykonawcami tego, co podsuwa im ich szeroko rozumiany umysł.
Utożsamiają się ze swoim umysłem i pędzą przez życie przeżywając przeszłość i będąc zauroczeni tym co ma nadejść. Nie widzą zupełnie chwili obecnej, tej jedynej, która w istocie istnieje. Takie widzenie świata niesie z sobą umocnienie ich osobowej postawy- swego rodzaju silnego ego (jego źródłem jest przede wszystkim przeszłość) oraz budzi ogromne ilości stresu, obaw i lęków (tu źródłem jest przyszłość). Świadomość chwili obecnej umyka im wówczas automatycznie, gdyż żyjąc ciągle „w umyśle” niejako nie mają na nią czasu. Tak da się oczywiście żyć, skoro tak żyje większość ludzkości, tylko warto sobie zadać pytanie czy o takie życie nam chodzi? Stwierdzenie, że nie wytrzymujemy już tego modelu jest dobrym momentem na podjęcie decyzji o zmianie i na naukę czegoś nowego.
© Daru, MocSwiadomosci.pl