Na fali tegorocznych wyborów, tych obecnych, prezydenckich i wkrótce następnych, parlamentarnych, w mediach pojawiają się głosy polityków o mających nastąpić niemal „cudownych” zmianach, w które wielu z nas jest skłonnych uwierzyć. Szczególnie dotyczy to młodszej części społeczeństwa. Politycy wszystkich formacji zapewniają nas, że są przedstawicielami elit pragnących zmian na lepsze i te zmiany wkrótce nastąpią . Zastanówmy się jednak co tak naprawdę może się zmienić dla nas i w nas?
Nowa władza będzie robić niemal dokładnie to samo, co stara, bo taka już jest natura ludzka. Tak naprawdę dla obywateli istotne jest tylko to, aby w kraju był pokój i demokracja (mimo, że to nie jest najlepszy system, to lepszego nie wymyślono). Inne zdarzenia będą się po prostu „wydarzać” we właściwym sobie tempie. Nie oznacza to jednak, że mamy siedzieć z założonymi rękami.
W jaki sposób zatem można dojść do korzystnych zmian w swoim życiu? Do zmian na lepsze. Do takich zmian, abyśmy na portalach społecznościowych, forach i w komentarzach internautów generowali mniej nienawistnych stwierdzeń i rzadziej „lajkowali” wyrazy beznadziejności w stylu Charles’a Bukowskiego: „…Postanowiłam zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze (…)”
Nie jest to może najlepsza informacja dla wielu z nas, ale ten świat jest na swój sposób doskonały taki jaki jest, a próby zmiany czegokolwiek w świecie zewnętrznym najczęściej kończą się porażką; świat nie chce układać się w taki sposób jak my tego chcemy. Mimo, że przechodzimy w naszej walce z niezadowalającym nas światem zewnętrznym takie etapy jak zaprzeczanie- temu co jest, gniew- na ludzi z naszego otoczenia, targowanie się- ze światem, z Bogiem, o to aby było „po naszemu”, a nawet z tej złości, że nic nam nie wychodzi, popadamy w stany depresyjne, to nic lub bardzo niewiele dzieje tak, jak tego pragniemy. Co zatem można zrobić?
To może nie budzić u wielu z nas entuzjazmu, ale jaki nie byłby nasz aktualny emocjonalny stan, to pierwszym koniecznym krokiem do wykonania jakichkolwiek zmian jest jego akceptacja, czyli przyjęcie ze spokojem tego stanu takim, jaki jest, jako stanu wyjściowego. Dopiero akceptacja stanu obecnego dam nam chwilę spokoju umysłu tak potrzebną, aby zacząć dokonywać skutecznych zmian. Te skuteczne zmiany mogą się dokonać bowiem tylko w nas samych, w naszym świecie wewnętrznym, czyli w naszym umyśle. To prawo dotyczy zmian w całym obszarze naszej aktywności- naszego życia, czyli także w zakresie socjalnym, finansowym, związków partnerskich, a nawet zdrowia.
Powstały poprzez akceptację spokój, jest konieczny do tego, aby przynajmniej chwilowo przyjąć postawę świadka wobec siebie, wobec swojego ego. To pozwoli samemu lub zdecydowanie lepiej z pomocą coacha, trenera rozwoju osobistego, terapeuty czy po prostu mądrego przyjaciela dokonać autoanalizy tego, kim tak naprawdę obecnie jesteśmy. Musimy dokonać diagnozy swojej osobowości, czyli dostrzec swoje wewnętrzne skrypty- programy, które kierują nami w życiu. Ten etap często nie jest przyjemny, gdyż podczas takiej analizy okazuje się, że nasz brak sukcesów i chęć zmian wynika z takich faktów jak np. lenistwo, przyjmowanie postawy ofiary, ucieczka od odpowiedzialności, lęk przed sukcesem, brak zaufania do drugiego człowieka, złe nawyki, łamanie obietnic, trudności w podejmowaniu decyzji, zadawnione urazy itp.; najczęściej przyjęcie tych prawd jest bolesne i niechętne. Jest jednak konieczne, bo uświadomienie ich sobie jest połową sukcesu w procesie ich skorygowania.
Taki proces, jak wyżej opisany, jest niełatwy i bywa też stosunkowo długi, gdyż nasze sprytne ego stara się nas oszukać i wybielić na każdym jego etapie. To ono, nasze ego będzie nam „tłumaczyć”, że nie musimy przecież być pracowici, skoro nasz przyjaciel, syn bogatego przedsiębiorcy też nic w życiu nie zrobił, a dobrze mu się powodzi. Będzie nas przekonywać o tym, że nie trzeba brać odpowiedzialność za swoje życie, skoro to politycy powinni nam zapewnić godne bytowanie i spokojnie możemy na takie czkać. Będzie nam ono udowadniać, że nie ma potrzeby dalej się kształcić, bo przecież „nie warto” ponosić takiego trudu- my nic „nie musimy”. Udowodni nam też ochoczo, że nie musimy być uprzejmi i uczynni w stosunku do innych ludzi; to oni powinni być tacy dla nas; nam, jako przecież lepszym od innych, to wszystko się „należy”. Tych „logicznych” tłumaczeń będą dziesiątki, a może setki. Dlatego tak ważna jest postawa „świadka”, a nie uwikłanego w tłumaczenia podmiotu.
Po takiej analizie i najlepiej spisaniu naszych wewnętrznych programów następuje etap zasadniczy. Mamy do wyboru dwie drogi. Pierwsza z nich to przyjąć wyniki analizy za dobrą monetę i rozpocząć zmiany, na początek- korekty. Tutaj potrzebna jest autentyczna pokora. Najlepiej robić to małymi krokami i systematycznie, obserwując wprowadzanie tych zmian w swoje życie i oceniając ich efekty. Pamiętać należy, że to, co jest w naszym umyśle jest też na zewnątrz nas, zatem jakie mamy myśli, odczucia, emocje, takie mamy życie. Mając pozytywne myśli, nie odczuwając braków emocjonalnych, będąc pełnym energii, z czasem możemy wziąć odpowiedzialność za swoje życie, robić to, co kochamy i budować wokół siebie pozytywny świat, odnosząc sukcesy.
Druga z dróg , to przyjąć tłumaczenia swojego ego i wierzyć w cudowną zmianę naszego życia na lepsze. Zawsze można przecież „zostać w łóżku do południa” i czytać książkę, która będzie przedstawiać magiczne sposoby dochodzenia do dużych pieniędzy i sukcesów osobistych. Ma to tę własność, że nie opuszczamy wówczas swojej tzw. strefy komfortu, czyli mówiąc kolokwialnie „smrodku wygodnego życia”, nic nie zmieniamy, czekamy na cud i mamy satysfakcję winiąc cały świat za to, że ten cud nie nadchodzi. Ewentualnej zmiany na lepsze upatrujemy wówczas gdzieś na zewnątrz nas. Zła wiadomość jest niestety taka, że taka zewnętrzna zmiana nie nadejdzie, a my mamy szansę na realną zmianę swojego życia dopiero wówczas, gdy znajdziemy się na emocjonalnym dnie- upadek może nas obudzić. Wówczas zwrócimy się w kierunku pierwszej drogi, ale będzie to bardziej bolesne i długotrwałe.
Czy obecnie już podążamy dobrą drogą? Inni są naszym lustrem. W nich możemy się przeglądać. Jeśli otaczamy się frustratami narzekającymi na wszystko wokół i niewiele robiącymi, to raczej nie jest to dobra droga. Wówczas należy zrobić „tylko” i „aż” trzy następujące kroki:
1. Usuńmy przeszkody utrudniające nam osiągnięcie założonych celów:
– pozbądźmy się przedmiotów, których nie używamy,
– rozstańmy się z ludźmi, którzy nic nie wnoszą do naszego życia,
– nie zajmujmy się sprawami, na które nie mamy wpływu.
2. Poświęćmy czas temu, co możemy poprawić lub zmienić, zastosujmy wyżej opisany mechanizm zmiany.
3. Zróbmy miejsce na to, czego oczekujemy i potrzebujemy; otwórzmy się na nowe, pozytywne efekty zmian i na przyjaciół, którzy nas wspierają.
Jeśli wykonamy te kroki rzetelnie i wrócimy do naszego lustra, czyli ludzi nas otaczających, to zauważymy, że „zmienili się” na uczciwych, zadowolonych, pogodnych i szczęśliwych. My też tacy już będziemy.
Darek, MocSwiadomosci.pl