Archetyp to pierwotny wzorzec postaci, a jednocześnie pewien wzór sposobu postępowania, który mamy głęboko zakorzeniony w naszej psychice, głównie w nieświadomości, jednak doświadczamy go każdego dnia. Psychologowie głębi twierdzą, że archetyp ojca jest najsilniej działającym archetypem u człowieka; być może właśnie dlatego Bóg jest nazywany Ojcem, (Jezus chcąc Go nam przybliżyć nazywał Boga Abba (aram. Tato, Tatusiu)). Archetyp ojca był wzorcem nieskończonej ilości utworów literackich i religijnych, prac malarskich, rzeźbiarskich i wzbudzał zawsze gorące emocje.
Najczęściej właśnie w archetypie ojca tkwi źródło walk i wojen, niezłomna postawa wojownika, chęć zdecydowanego działania i wytrzymałość na trudy życia. Jednak także w tym archetypie zawiera się miłość do kobiety, zapewnienie jej bezpieczeństwa, tworzenie rodziny, troska o dzieci, a przede wszystkim odpowiedzialność za swoje czyny.
Jak to wygląda w praktyce? Wiemy z historii kultury, że archetyp ojca zmieniał się na przestrzeni ostatnich kilku tysięcy lat, w skrajnościach od postawy odważnego wojownika w starożytności do mężczyzny nieco zniewieściałego, czasami nawet nie dającego sobie rady z życiem, w czasach obecnych. To są bieguny i nie można na ich podstawie generalizować, jednak warto się chwilę nad tym zastanowić skoro, jak podają statystyki, obecnie ok. 90% mężczyzn zostawia swoje partnerki w sytuacji, kiedy urodzi im się niepełnosprawne dziecko.
Ojciec jest niezwykle ważny dla dziecka, gdyż jest wzorem mężczyzny, męża dla swoich dzieci. Ma to ogromne znaczenie zarówno dla chłopca jak i dla dziewczynki. Dzieci są świetnymi obserwatorami i doskonale potrafią odbierać sygnały pozytywne jak i negatywne mówiące o postawie ojca. Dlatego jako ojcowie, zawsze powinniśmy postępować odpowiedzialnie. Dzieci nas obserwują i tylko przykładem możemy ich czegoś nauczyć. Jak wielkie jest znaczenie ojca w wychowaniu dzieci, świadczy fakt, że około 80% dzieci posiadających poważne problemy w nauczaniu, uciekających z domu, biorących narkotyki, inicjujących przedwczesny seks, to dzieci wychowywane bez ojca lub mające złe stosunki z ojcem.
Obóz pod hasłem „Wyjątkowa więź”, w którym miałem możliwość uczestniczyć wraz ze swoim kilkuletnim synem wpisał się niezwykle celnie i pozytywnie w rozwój świadomego ojcostwa. Obóz ten, służący pogłębianiu więzi pomiędzy ojcem i dzieckiem odbył się w indiańskiej wiosce…gdzieś w Polsce. Każda para (ojciec+ dziecko) spała w ogromnym indiańskim namiocie, pośrodku którego w chłodne noce płonęło niewielkie ognisko. Musieliśmy sami ten namiot wyposażyć w niezbędne akcesoria do życia i spania, sami narąbać drewna na ogień, a dzieci chętnie nam w tych pracach pomagały, widząc w tym swoją istotną rolę. Sami przyrządzaliśmy śniadania i kolacje, a nawet część obiadów- na ogromnym obozowym ognisku. Dzieci towarzyszyły nam we wszystkich tych zadaniach. Sami budowaliśmy też prysznic i doprowadzaliśmy wodę z pobliskiego gospodarstwa. Oczywiście nie było w dyspozycji żadnych ekranów- telewizji, komputerów, tabletów itp. Telefon był używany tylko w pilnych sprawach, a w większości przypadków w roli aparatu fotograficznego. Każdy z ojców miał szansę zgłosić się do objęcia funkcji wodza dnia (przygotowanie posiłków i pilnowanie harmonogramu przebiegu dnia) oraz wodza nocy (wyznaczenie dwugodzinnych wart nocnych) i wykonywaliśmy te funkcje wraz z pomocnikami, czyli w parze z naszymi dziećmi. Chętnych nie brakowało.
Podczas obozu mieliśmy warsztaty dla ojców i dzieci prowadzone przez niezwykłych ludzi- pasjonatów i jednocześnie ekspertów w swoich dziedzinach. Uczyliśmy się jazdy konnej, budowy i naprawy roweru, rozpoznawania głosów ptaków, postępowania z dzikimi zwierzętami, wyrabiania masła i sera, survivalu w lesie, dzikiej kuchni w praktyce, orientacji w terenie, strzelania z łuku i karabinku pneumatycznego i pieczenia barana. Było wiele gier i zabaw oraz indiańska ścieżka SPA, wykonana w dużej mierze przez nasze dzieci, służąca odstresowaniu się i relaksowi stóp. We wszystkich warsztatach uczestniczyły pary ojciec-dziecko.
Były wieczorne rozmowy przy ognisku z dziećmi wraz ze śpiewem i grą na gitarze i akordeonie oraz długie nocne dyskusje tatusiów, przy których zarówno głębokim refleksjom jak i śmiechom nie było końca. Były też lekcje dla ojców, inspirowane fragmentami Pisma Świętego- takie „trafiające w punkt”, nie zawsze łatwe do zaakceptowania i przerobienia, lecz konieczne dla rozwoju osobistego, zwłaszcza dla wzmocnienia postawy dojrzałego ojca, uczące nas odpowiedzialności, umiejętności zapewnienia bezpieczeństwa najbliższym, wzmacniające nasze więzi rodzinne. Wzajemna obecność ojców i dzieci, serdeczna atmosfera, wspólne uczestnictwo w warsztatach i wykonywanie zadań, uczestnictwo w konkursach okazało się nieporównywalne z czymkolwiek, czego dotychczas doświadczyliśmy.
Organizatorzy obozu okazali się mistrzami w jego przygotowaniu. Był to ksiądz Jan uświadamiający nam nietuzinkową rolę ojca w rozwoju dziecka, dbający o szerokie spojrzenie na naszą wiarę i duchowość, dbający o nasz osobisty rozwój oraz ksiądz Janusz, pastor Kościoła Ewangelicko- Metodystycznego, mający sam rodzinę, w tym dwójkę dzieci, potrafiący znaleźć w Piśmie Świętym najodpowiedniejsze fragmenty dla nas, ojców oraz dla naszych pociech. Obaj oni, inspirujący nauczyciele i świetni organizatorzy życia codziennego, stworzyli niepowtarzalną atmosferę bezpiecznego, wspólnego domu, przyjaźni, atmosferę wielkiej rodziny, pozwalającą na odkrywanie w pokoju, swej duszy przez ojców i beztroskiej zabawy i nauki przez nasze pociechy. Okazali się też dla naszych dzieci przyjaciółmi, z którymi dzieciaki mogły się nie tylko bawić, ale także porozmawiać na każdy temat.
To z nimi, wodzami wodzów, my ojcowie, prowadziliśmy dyskusje na wszelkie, istotne w życiu tematy, od roli ojca i znaczenia rodziny poczynając, na pojmowaniu Boga kończąc, ucząc się przy tym wiele od siebie wzajemnie. Tematy ontologiczne, epistemologiczne i aksjologiczne nie były nam obce, a w zderzeniu z codziennymi doświadczeniami ojców wychowujących dzieci, nabierały one praktycznych wartości. Odkrywaliśmy swoją tożsamość i pozwalaliśmy odkrywać ją swoim dzieciom. Janie, Januszu, dzięki, że jesteście! Dzięki Wam uświadomiliśmy sobie wagę naszej ojcowskiej postawy w rodzinie i ogarniając świeżym spojrzeniem związki z naszymi najbliższymi, staliśmy się w konsekwencji tej wewnętrznej pracy, bardziej dla nich wyrozumiali i kochający.
Dzieciaki wróciły do domu zachwycone obozem, podobnie jak i ojcowie. Najczęściej stawiane pytanie przy rozstaniu brzmiało: czy spotkamy się tu za rok? Mimo, że obozowe warunki nie były komfortowe, a może właśnie dlatego, można było skupić się na tym, co najistotniejsze; więź między naszymi dziećmi, a nami, ojcami, na pewno została znacząco wzmocniona. Tylko dzięki takiego rodzaju obozom oraz podobnym spotkaniom, można polepszyć przytoczone na początku artykułu statystyki, bowiem jak mówiło motto tego obozu na temat ojcowskich więzi „…sznur potrójny nie tak szybko się zerwie.” (Koh 4,12).
Dariusz, MocSwiadomosci.pl