Kiedy umiera ci ktoś najbliższy, kiedy jesteś pogrążony w rozpaczy i niemocy, dostajesz czasem cudowną szansę. Szansę bycia Bogiem… Jak to się dzieje?
U mnie, blisko dziesięć lat temu, było to tak.
Po operacji lekarz prowadzący powiedział, że zgodnie z przewidywaniami i tym co nam już wcześniej komunikował, stan pacjentki niewiele się zmienił. Była nieprzytomna i stan jej zdrowia był bardzo ciężki. Mówiąc wprost, moja ukochana żona umierała, chociaż do mnie i do naszej córki nie docierało to jeszcze wyraźnie, gdyż kilka godzin wcześniej wszyscy byliśmy zdrowi i normalnie funkcjonowaliśmy. Lekarz zaprosił nas do odwiedzin chorej następnego dnia.
Stawiliśmy się kolejnego dnia, z samego rana w szpitalu i najpierw poszliśmy zasięgnąć informacji u lekarza dyżurnego. Doktor z dużą delikatnością, niezwykle grzecznie i z widocznym współczuciem powiedział nam, że w najbliższych minutach musimy spodziewać się najgorszego. Czekał on na dwóch innych lekarzy, aby w formie konsylium, po kolejnej próbie, mogli formalnie stwierdzić śmierć pnia mózgu. Wg niego, niestety nie było co do tego wątpliwości. Zaprosił nas do sali chorych, gdzie leżało kilku pacjentów w ciężkim stanie, z czego połowa oddychała z pomocą respiratorów. Podeszliśmy do łóżka i zobaczyliśmy spokojną, śpiącą kobietę- bo tak wygląda nieprzytomny chory podłączony do respiratora. To była moja żona. Klatka piersiowa poruszała się miarowo w rytm szumu pompy powietrza. Pożegnaliśmy się; to było najtrudniejsze w naszym życiu pożegnanie.
Wróciliśmy do pokoju znajomego już lekarza dyżurnego. Był z nim mężczyzna, który przedstawił się jako Koordynator Wojewódzki. Lekarz raz jeszcze złożył nam wyrazy współczucia i spokojnym głosem zadał pytanie czy zgodzimy się, aby pobrać narządy wewnętrzne mojej żony do transplantacji? To pytanie spowodowało, że ugięły się pode mną kolana, gdyż dopiero to pytanie uprzytomniło mi, że to już naprawdę koniec. Obecne życie, nasze wspólne życie, życie na tym świecie skończyło się dla mojej ukochanej żony. Skończyło się nagle. Nie pomógł fakt, że karetka była w 15 minut, że byli świetni lekarze, szpital kliniczny, że był dostępny tomograf i inne zaawansowane środki techniki. To był taki czas w którym los zadawał ciosy a my mogliśmy się tylko bronić.
Trudno było mi się z tym pogodzić w tamtej chwili jak i wiele, wiele miesięcy później.
Zgodziłem się na pobranie narządów, ponieważ w wielu naszych z żoną i córką wspólnych rozmowach wyrażaliśmy taką wolę; nie miałem z tą zgodą wielkiego kłopotu mimo niezwykłego bólu emocjonalnego, jaki odczuwałem. Trudniej było mi się pogodzić z samym faktem jej nagłej śmierci niż z pozwoleniem na pobranie narządów. Córka mnie poparła. Podpisałem stosowny dokument.
Obecnie dokonuje się rutynowych już poniekąd operacji transplantacji nerek, serca, skóry, płuc, wątroby, trzustki, jelit, szpiku kostnego, tętnic, rogówki. Rzadziej przeszczepia się kończynę czy twarz.
Dawcą może być każdy człowiek w wieku od siedmiu dni do siedemdziesięciu lat. Na całym świecie, zapotrzebowanie na narządy do transplantacji jest o wiele wyższe niż ich podaż (w samej Polsce na nerkę czeka 1500 osób). Mimo, że wg badań w Polsce aż ponad 83% ludzi deklaruje, że oddałoby swoje narządy po śmierci (a 96% akceptuje takie działania lekarskie- 2011), to praktyka jest jednak inna. Nawet jak sami jesteśmy chętni do takiego czynu, to czasami niechętnie wyrażamy wolę oddania narządów naszych najbliższych, a bez takiej zgody szpital nie dokona ich pobrania
Zatem są dwie ważne sprawy, o których należy pamiętać za życia.
Rozmawiajmy o śmierci z najbliższymi. Starajmy się ją zaakceptować, jako ostatni etap życia. Zaakceptujmy fakt, że śmierć jest nieuchronna; z tego świata nikt nie wyjdzie żywy– w rozumieniu zachowania obecnego ciała. Jedynie dusza może przekroczyć tę magiczną dla nas granicę, a duszy niepotrzebne już ubranko zwane ciałem.
Druga istotna sprawa to, jeśli mamy wolę oddania swoich narządów po śmierci, deklarujmy ją w rozmowach z najbliższymi, gdyż w przypadku naszego nagłego odejścia to oni będą musieli podjąć decyzję o oddaniu narządów do transplantacji; pomóżmy im już dziś tę decyzję podjąć. Możemy też wyrobić sobie kartę dawcy lub stosowną opaskę na rękę, która da znać lekarzom o potencjalnej możliwości przeszczepu w przypadku najgorszego, a najbliższym pomoże wówczas tę decyzję podjąć.
Będąc najbliższą osobą zmarłego, często nieświadomie, nagle stajemy się niemal Bogiem, darując komuś zdrowie albo życie. Bądźmy tego świadomi. Warto o tym mówić i warto działać na rzecz tych, którzy jeszcze chwilowo zostają tutaj na Ziemi, razem z nami.
W pół roku po śmierci mojej żony, zadzwonił do mnie ten sam lekarz, który wówczas, w szpitalu, przedstawił się jako Koordynator Wojewódzki. Poinformował, że narządy mojej żony otrzymało trzech ludzi: dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Operacje ich przeszczepu powiodły się, narządy nie zostały odrzucone przez ich organizmy. Biorcy są zdrowi i dobrze się czują.
Bądźmy dobrym Bogiem, dajmy innym drugie życie.
Darek, MocSwiadomosci.pl