O śmierci staramy się nie myśleć na co dzień; robimy to raz w roku w czasie święta Wszystkich Świętych, w Dzień Zaduszny lub wówczas, gdy umrze nam ktoś bliski. Boimy się śmierci i ten lęk jest ponoć pierwowzorem wszystkich innych lęków, które mamy w sobie. Boimy się śmierci wówczas, gdy boimy się Boga. Dlaczego tak jest?
Nauki chrześcijańskie pokazują, że wszechmocny Bóg w rozumieniu Bóg- Ojciec jest brakiem formy, swego rodzaju pustką. Nie potrafimy go sobie wyobrazić, ujarzmić mentalnie, oswoić. Wiemy nadto, że Bóg na Ziemi jest Bogiem monistycznym (takim samym jak był zanim Adam i Ewa zjedli zakazany owoc z drzewa wiadomości dobrego i złego- wpis na ten temat zobacz tutaj), że jest niedualny, i w związku z tym nie skupia się na rozróżnianiu zła i dobra; kocha nas wszystkich tak samo. Ponadto, jak widzimy na co dzień, Bóg nie stosuje prostych rozwiązań siłowych, nie jest policjantem świata, pozwala na to, aby wolna wola ludzi była realizowana na świecie; dlatego oprócz niezwykłego piękna jakie nam ujawnia, dopuszcza także różne tragedie, które dzieją się wokół nas, nawet te związane z wiarą w Niego; stąd takie osobiste dramaty i społeczne wypaczenia jak inkwizycja, komunizm, faszyzm, wojny, przemoc, niesprawiedliwość społeczna, choroby itp. Z czasem niekiedy widzimy je jako błędy ludzkości i ich konsekwencje, które są szkołą życia dla innych z nas, tych, co je przeżyli. Jednak my boimy się, aby nie stać się cząstką tego błędu, czyli aby na nas nie „objawiły się sprawy Boże” (J 9,3).
Jak w każdej religii, tak również do chrześcijan Pismo przemawia paradoksem: Bóg jest jeden w trzech postaciach, w Trójcy Świętej. Takie postawienie sprawy, mimo że nie do końca jednoznaczne dla naszej logiki, pozwala przybliżyć nam sobie Boga. W takiej trynitarnej teologii to Bóg- Syn, czyli Jezus jest formą, życiem i miłością, co jest dla nas bliższe i łatwiejsze do zrozumienia i akceptacji. Także Duch Święty, czyli święta boska energia jest nam także pojęciowo bliższy niż Bóg Ojciec, gdyż z fizyki, nawet na podstawowym jej poziomie wiemy, że różne formy energii w świecie istnieją i dobrze funkcjonują, mimo, że fizycznie trudno je zobaczyć, usłyszeć czy dotknąć.
W tym opanowaniu naszego pierwotnego lęku (przed śmiercią) pomaga nam Jezus, gdy wyznaje „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). To nam pozwala przenieść nasze zwykłe ludzkie uczucia, myśli i odruchy z niewyobrażalnego Boga- Ojca na Boga- Człowieka, na Jezusa. Poprzez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezus pokazuje nam, że miłość może być silniejsza niż śmierć i mówi: „królestwo Boże jest w was” (Ł 17,21) oraz zaprasza nas: „W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce.” (J 14,2). My jednak, nie do końca pojmując przesłanie Jezusa, boimy się śmierci, uciekamy od niej i mamy trudność, aby słowa Boga- Człowieka zrozumieć.
Ważna dla pokonania lęku przed śmiercią jest zmiana naszych postaw w zasadniczych kwestiach życiowych. Chodzi o to, abyśmy przede wszystkim przyjęli odpowiedzialność za siebie, byli zdolni współodczuwać ducha drugiego, często najbliższego nam człowieka, potrafili mu współczuć (a nie litować się) i abyśmy współuczestniczyli w umieraniu, jak i w narodzinach naszych najbliższych. Są to przecież zwyczajne i jednocześnie nadzwyczajne, cudowne zjawiska, poprzez które wszyscy bez wyjątku musimy przejść.
Co nam jeszcze daje religia poza lekkim znieczuleniem na ból śmierci? Ano podstawowym zadaniem każdej religii jest pozytywna zmiana świadomości wierzących. Jeśli religia nie zmienia świadomości, wówczas nie uczy integracji międzyludzkiej, współczucia, nie prowadzi do śmierci fałszywego „ja”, jest nauką akademicką, bezużyteczną. Chrześcijaństwo jest religią niezwykle głęboką, praktyczną i pozwala doświadczać.
Nasze fałszywe, małe „ja” jest bardzo silne; tak mocne, że nierzadko usprawiedliwia sianie nienawiści z kościelnych ambon, w przekonaniu, że „oddaje cześć Bogu” (J 16,2). To właśnie ono powoduje, że nie rozumiemy świata, ludzi, Boga i boimy się śmierci. Przestaniemy się jej bać wtedy, gdy pokonamy to nasze małe „ja” i odnajdziemy, w centrum swojej tożsamości, swoje prawdziwe „JA”. Dlatego Jezus mówi: „kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Ł 9,24). Znamy ludzi, którzy śmierci się nie boją. Są to oświeceni mistrzowie buddyjscy, zakonnicy chrześcijańscy, islamscy sufi, hinduscy mędrcy, a czasami także zwykli ludzie z otoczenia każdego z nas. Oni poświęcili swoje małe „ja” spalając je w ogniu praktyk duchowych po to, aby zyskać „JA” prawdziwe; takie, dla którego śmierć jest normalnym, końcowym procesem naszego ziemskiego bytowania; nie boją się jej, oczekują na nią z pogodą ducha.
Dróg do pokonania lęku przed śmiercią jest zapewne wiele; jedną z nich, najbliższą naszej kulturze, wskazuje Jezus. W każdej chwili możemy nad nią się pochylić, rozpoznać ją, nauczyć się nią podążać, a w rezultacie zyskać wyższą świadomość, zbliżyć się do Boga – i przestać bać się śmierci. Czy tak zrobimy, zależy tylko od nas.
Darek, MocSwiadomosci.pl
Fot. w nagłówku: S. Giovanni Battista, Igor Mitoraj 2006, Rzym, marmur z Carrara