Radość macierzyństwa i ojcostwa jest bezsprzecznie ogromna. Wychowywanie dzieci, będąc swego rodzaju sztuką, potrafi być zarówno cudowne jak i chwilami nieznośnie ciężkie. Nie wnikając w jego szczegóły oraz w arkana pedagogiki zastanówmy się jakie ma ono konsekwencje dla późniejszego spojrzenia dziecka na życie i świat.
Gdy dziecko przychodzi na świat, czuje więź z matką, wręcz jedność z nią i w miarę jak matka pokazuje mu dziwy naszego świata, czuje także jedność z nimi. Nie ma ono jeszcze tego podstawowego poczucia i wiedzy „ja jestem”, które pojawia się później i w związku z tym istnieje u niego tylko poczucie „jestem”. W tym „jestem” zawarty jest cały świat dziecka: ono samo, matka, ojciec, rodzina i cały tzw. zewnętrzny świat- ten który go otacza i jest dla niego bezpieczny. Małe dziecko widzi świat niedualnie. Nie rozdziela go na „ja”- czyli na świat wewnętrzny i na to co na zewnątrz- świat otaczający go. Na to, aby pojawiło się to „ja” i owo rozdzielenie potrzeba nieco czasu.
Mimo naturalnej niedualności w percepcji wszystkiego co jest, rodzice i wszyscy jego bliscy starają się wybić nowonarodzonego z tego rodzaju postrzegania. Dziecko posiada pewną, niewyartykułowaną wiedzę z którą przychodzi na świat – chociażby tę dotyczącą właśnie niedualności postrzegania, ale jako rodzice zaszczepiamy mu od małego całkiem nowe dla niego idee.
Pierwszą podstawową ideą jest to, że rozdzielamy dziecko od świata. Wraz z wychowaniem przekazujemy ideę, że dziecko to jest „ja”, ego, a świat to coś na zewnątrz, gdzieś obok niego.
Drugą podstawową ideą jest to, że dziecko po pewnym okresie życia niejako „otrzymuje” świadomość. Nie bierzemy w ogóle pod uwagę możliwości takiej, że to świadomość, która istnieje w naszym dualnym świecie na zasadzie osobliwości, wciela się w postać naszego dziecka.
Obu tym ideom służymy poprzez nasze zachowania, nasz domowy system wychowania oraz system edukacyjny w przedszkolach i szkołach. To są społeczne zasady narodzin i zasady wychowania.
Dodatkowo arbitralnie zaszczepiamy w wieloletnim procesie wychowawczym dwie następne idee:
Po pierwsze zbiorowo postanawiamy, że dziecko, czyli „ja” jest ciałem.
Po drugie tak samo zbiorowo postanawiamy (pozornie na nieco wyższym stopniu rozwoju), że „ja” dziecka jest także umysłem.
Te dwie ostatnie idee są pielęgnowane starannie aż do śmierci i na nich także opiera się cały system wychowania. Przede wszystkim rodzące się u dziecka ego powoduje, że zaczyna ono identyfikować się z uzyskaną od nas wiedzą oraz ideami i nie postrzega już świata w postaci „jestem”, a w postaci „ja jestem”, a z czasem „ja jestem kimś”. Buduje ono swoją tożsamość, oddzielając się coraz bardziej od tego, co je otacza, także od innych ludzi.
Temu oddzieleniu służą zarówno mainstream’owe tendencje sposobu życia innych, często nieco starszych dzieci i młodzieży związane z koniecznością „wyróżnienia się” na tle innych, poprzez często nienaturalny „styl życia”, poprzez modę, poprzez szkolny wyścig szczurów (musisz być lepszy/a niż koledzy/koleżanki) i poprzez wizję późniejszej kariery zawodowej.
Temu oddzieleniu służą także coraz powszechniejsze tendencje w nadmiernym kontrolowaniu przebiegu dzieciństwa przez rodziców, organizowaniu dzieciom codziennie wolnego czasu, czasami wieloletniej pomocy psychoterapeutycznej, wywieraniu przesadnego wpływu na zainteresowania dziecka, a także później na wybór kierunku rozwoju zawodowego itp.
Wszystkie te tendencje budują z reguły silne „ego” (mimo, że w pierwszym okresie ich wprowadzania często rodzą bunt) i nie pozwalają na jakiekolwiek alternatywne widzenie świata przez dzieci. Jednak dzieci rosną i rozwijają się. Z czasem wielu z nich zauważa, że jednak nie jest ciałem- jest czymś więcej, bo swoje ciało i jego zmysły może doskonale obserwować. Nie jest także umysłem, skoro także może obserwować swój umysł, czyli swoje myśli i swoje emocje. Czasami nawet daje im się ponieść, a czasami nie- przyjmując stanowisko ich obserwatora. Bywa, że dochodzi ono do wniosku, że ten obserwator, świadek, ta świadomość „bycia”, bardziej niż ciało i bardziej niż umysł jest tym jego „ja”. Tak rozpoczyna się fascynująca życiowa przygoda…
O ile „jestem” pojawia się w chwili narodzin, to w późniejszym życiu dziecka, w wykształconym i narzuconym z czasem poczuciu „ja jestem kimś” to „kimś” potrafi zniknąć w kilka chwil jak każda papierowa korona i jeśli to zniknięcie jest znaczące (a czasami dotkliwe), to może pobudzić starsze już dzieci (a czasem dopiero dzieci dorosłe) do refleksji nad postrzeganiem swojego „ja”. A to już początek ciekawych zmian, jakie mogą się przytrafić i pomóc w korekcie programu zaszczepionego w dzieciństwie.
Darek, MocSwiadomosci.pl