Jak i kiedy tworzy się w człowieku jego ja i co z tego wynika?
Jeśli obserwujemy małe dzieci (akurat mam okazję to robić na co dzień ), to gdzieś między pierwszym, a drugim rokiem życia dziecko uczy się, że istnieje ono i inni. Następuje u niego podział świata, który do tej pory był spójny w jego świadomości. Dziecko oddziela siebie od zewnętrznego świata i jest tego uczone przez rodziców i opiekunów. W tym „nowym” dla niego świecie, w którym zaczyna się budzić, dostrzegać go i akceptować, podział na „ja i resztą świata” a także pojęcie ego (ja) jest konieczne, aby przeżyć i czuć się w miarę komfortowo.
Zauważmy i odpowiedzmy sobie na pytania:
– czy ja to moje ciało?
– czy ja to moje myśli?
– czy ja to moje emocje?
Raczej NIE. Zatem cóż to jest, to ja?
Dla ułatwienia zróbmy krótkie doświadczenie, wyciszmy się, usiądźmy w spokoju i zadajmy sobie pytania:
– Czy mogę obserwować moje ciało?
– Czy mogę obserwować moje myśli, które przelatują mi przez głowę?
– Czy mogę obserwować moje emocje, które pojawiają się we mnie?
Raczej TAK. Któż zatem jest obserwatorem? Właśnie ja. Świadomość.
Pojecie „ego” wprowadził do obiegu powszechnego w XX wieku Zygmunt Freud za sprawą swoich prac na temat psychoanalizy ( miało ono nieco inne wówczas znaczenie, istniało też superego i id). Dzisiaj również ego ma różne odcienie znaczeniowe, jednak dla potrzeb tego wywodu ustalmy, że ego to rodzaj ja, jedna ze struktur naszej osobowości.
Ego ma podstawowe znaczenie w religiach pochodzących z kręgu hinduistycznego oraz w buddyzmie, a zwłaszcza w buddyzmie zen. W skrócie: to właśnie ego w buddyzmie oznacza istnienie siebie jako bytu oddzielnego, co jest złudzeniem. Buddyzm głosi, że właśnie poczucie ja, ego jest jednym z głównych źródeł powstawania cierpienia na Ziemi. Budda to nie tylko imię własne twórcy buddyzmu, księcia Buddy Siakjamuni’ego, to także słowo oznaczające: przebudzony. I właśnie najbardziej rozwiniętych duchowo, najmądrzejszych przedstawicieli religii dalekowschodnich o wysokim poziomie świadomości, uważa się za przebudzonych wówczas, gdy wyzbędą się oni własnego ego. Oni sami zaś twierdzą, że ego to złudzenie, któremu wszyscy ulegamy.
Zatem ego to część naszej osobowości, taki żyjący w nas „człowieczek” ( a może „zwierzątko” , jak niektórzy twierdzą), który stara się zwrócić na siebie uwagę i będąc niezwykle zdolnym manipulantem robi wszystko, abyśmy my, jako ciało, myśli i emocje mu służyli. Jedynie nasza świadomość (czyli taki rodzaj stanu psychicznego, w którym zdajemy sobie sprawę z własnych myśli, własnych emocji i własnego ciała oraz ze zjawisk świata fizycznego) jest w stanie to ego zauważyć i je ocenić, nie bez wysiłku jednak.
Generalnie nasze życie codzienne toczymy w stanie ego, tak robi przynajmniej większość z nas. Staramy się przede wszystkim przeżyć w fizycznym świecie, gdyż prawo ciągłości życia i zachowania gatunku działa w nas bezbłędnie. Jednocześnie będąc poddanymi działaniu mechanizmów marketingu i reklamy w różnych formach, które oddziałują na nasze „egoistyczne” potrzeby, dajemy się wkręcić w gigantyczny mechanizm „chcenia” czyli pożądań; pożądań różnych produktów, usług, stanów emocjonalnych, nawet osób. Inaczej mówiąc jesteśmy … egoistami. Kierujemy się wówczas często niskimi instynktownymi emocjami takimi jak: wstyd, poczucie winy, żal, duma, apatia, pycha, złość, pragnienia.
Alternatywą do stylu życia egoistycznego, które skupia się na naszych potrzebach i które jest inspirowane głównie lękiem i poczuciem winy, jest życie w którym lęk i poczucie winy zastępujemy uczuciem miłości. Ciekawe jest to, iż uczucie miłości mamy w sobie, jest to uczucie wrodzone, dane nam niejako przez Boga czy Naturę. Często jest ono skrzętnie ukrywane. Porównując je do przekroju podłużnego… cebuli możemy powiedzieć (za Davidem Neenan’em, amerykańskim trenerem rozwoju osobistego), że nasze uczucie miłości jest środkiem (sercem) tej cebuli, a otoczone jest wieloma warstwami emocji wynikających z naszych doświadczeń życiowych, naszych myśli i refleksji, naszych lęków, poczucia winy, które w sobie nosimy, często nawet nie wiedząc o tym. Kiedy kierujemy się uczuciem miłości, kierujemy się wówczas odwagą, poczuciem akceptacji, zrozumienia, mamy w sobie spokój radość i miłość.
Takie życie w miłości sprawia, że kierujemy się tzw. wartościami wyższymi w życiu i doświadczamy częściej stanu „uskrzydlenia” czyli przepływu, jak określa to amerykański psycholog Mihaly Csikszentmihalyi. Patrzymy wówczas sercem ( intuicją), a nie rozumem na świat i znajdujemy się w stanie całkowitej równowagi psychicznej. Jesteśmy uprzejmi, cierpliwi, spokojni, radośni, dobrzy, skromni, opanowani. Kochamy siebie i świat. Mamy w sobie nieskończenie wiele miłości.
Jak to się dzieje, że nasze naturalne uczucie miłości jest często na samym dnie naszych uczuć?
Aby uzyskać stan tej doskonałej równowagi i miłości, powinniśmy „oczyścić” się z tego, co przysłania nasze uczucie czystej miłości, powinniśmy zadbać o „czystość serca”. Możemy to zrobić za sprawą właściwego, zdrowego spojrzenia na siebie i świat, a jeżeli już zabrnęliśmy w jakąś ślepą uliczkę w tym widzeniu świata, to za sprawą wielu rodzajów terapii.
Tak jak wspomniałem już wcześniej, nasze ego jest bardzo sprytne i zrobi wszystko, aby uzasadnić konieczność swojego istnienia, co powoduje, że częściej zmierzamy w kierunku życia pośród uczuć egoistycznych niż życia wśród radości, akceptacji i miłości. Wydaje się, że koniecznie trzeba pracować nad tym, aby zaakceptować i posadowić ego na właściwym miejscu , uwolnić nasze lęki i poczucie winy (często nieświadome!)
Po to aby bronić się przed lękiem i przed poczuciem winy, gdyż trudno nam je znieść, ego wprowadza mechanizmy obronne: wyparcia i projekcji, mówiąc językiem psychologów.
Pokrótce: wyparcie to „zapomnienie”, usunięcie ze świadomości myśli, emocji, wspomnień, pragnień, fantazji itp., które przywołują nieprzyjemne czy bolesne skojarzenia bądź wywołują poczucie winy. Wyparte myśli czy uczucia istnieją dalej, lecz nie zdajemy sobie z tego faktu sprawy, są poza naszą świadomością. Istotny fakt jest taki, ze wyparcie nie jest „wymazaniem” nieprzyjemnego uczucia czy myśli, a jest ciągłym procesem, który wymaga od nas ciągłego nakładu energii. Czasami te wyparte zjawiska do nas wracają, np. we śnie, w chorobie, pod wpływem alkoholu, czy są odkrywane podczas terapii.
Projekcja to przypisywanie innym (projektowanie) własnych zachowań, poglądów, negatywnych cech. Czynienie innych odpowiedzialnym za to co powstaje w naszej głowie, naszych pragnień, ocen, konfliktów itp. Na przykład agresywny ojciec, mający obraz siebie , jako osoby łagodnej, który krzyczy na dziecko, sądzi, że dziecko jest agresywne, a w rzeczywistości to on jest agresywny. To klasyczny mechanizm, o którym mówi już Jezus:
„Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?”[Łuk 6,41]
Zatem wszystko to, co wyparliśmy i wszystko to, co projektujemy zalega w nas i przesłania naturalne uczucie miłości, które w nas jest. Jedyną metodą dotarcia do niego jest uwalnianie niedobrych emocji, nawet codziennie, a w trudnych przypadkach skorzystanie ze stosownej terapii. W konsekwencji tego możemy liczyć na życie na wyższych poziomach świadomości, zgodnie z ideą przedstawioną we wpisach nt. siedmiu poziomów świadomości oraz wpisie nt. poziomów świadomości zaprezentowanych przez dr Davida R. Hawkinsa.
Darek, MocSwiadomosci.pl