Jeśli działamy w wewnętrznym rozproszeniu, w nieładzie, w braku jedności wewnętrznej, to efekty naszych działań są umiarkowane i słabe. Jeśli potrafimy uzyskać wewnętrzną jedność to moc jest z nami i odnosimy sukcesy. Na czym polega ta wewnętrzna harmonia i co zrobić, aby była ona zawsze z nami?
Przede wszystkim zapytajmy czego ta integracja dotyczy? I tutaj w zależności od światopoglądu odpowiedzi będą różne: jedni z nas powiedzą bowiem, że chodzi o jedność świadomości z nieświadomością inni, że należy zharmonizować ciało i duszę lub świat i Boga, jeszcze inni, że ciało, umysł i ducha itp. Możemy mieć wiele odpowiedzi, ale za nimi stoją w zasadzie te same wartości. Chodzi o to, aby uzyskać jedność między tym, co robimy, co myślimy, co odczuwamy i aby było to zgodne z naszą moralnością i sferą duchową, czyli z naszymi przekonaniami, systemem wartości i z naszą wiarą.
Jak widać, jest sporo do integrowania. Jeśli przeanalizować mapę poziomów świadomości dr Davida Hawkins’a (pisałem o tym tutaj) lub inne systemy przedstawiające poziomy świadomości ludzi ( pisałem o tym tutaj, tutaj …i tutaj), to można zauważyć, że w większości im niższy poziom świadomości reprezentuje człowiek, tym większy chaos w tym względzie ma w sobie. Im silniej wierzy, że „ja” to jego ciało, tym większy jest rozziew między tym co robi, a jego sferą psychiczną i duchową i tym gorsze są jej rezultaty. Nawet jeśli kończą się one chwilowym sukcesem, to jest on pozorny, gdyż w dłuższej perspektywie finalizuje się jako frustracja, lęk, agresja czy depresja.
Utrzymanie spójności w tych kilku płaszczyznach bytu nie jest łatwe, stąd i ludzi odnoszących wielkie sukcesy, zadowolonych z życia i przede wszystkim szczęśliwych, nie ma tak bardzo wielu. Przypatrzmy się w tym aspekcie naszej rzeczywistości, w której obracamy się każdego dnia.
Poczynając od polityki, która na poziomie krajowym nie jest w stanie zjednoczyć się wokół żadnego tematu, a która powoduje, że my wyborcy, co kilka lat dokonujemy raczej wyboru mniejszego zła, niż wyboru szlachetnego celu. Takie działanie często rodzi w nas kaca moralnego, gdyż czujemy się moralnie zobowiązani do dokonania wyboru spośród…braku autorytetów. Taka sprzeczność wewnętrznego przymusu i braku możliwości nie działa dobrze.
Jeszcze gorzej jest w polityce międzynarodowej, gdzie w imię nacjonalistycznych interesów państw, a tak naprawdę w imię ambicji rządzących i ukrytych za ich plecami interesów finansowych, skazuje się miliny ludzi na wieloletnie bombardowania, nędzę i wypędzenia i w konsekwencji zmusza do niemoralnych zachowań. Obserwując taki świat tylko przez okno komputera czy telewizora czujemy wewnętrzne rozdarcie.
Z podobną ambiwalencją postaw spotykamy się pracując w globalnych (i nie tylko) korporacjach, gdzie z jednej strony dążymy do tego, aby sprzedać jak najwięcej korporacyjnych produktów klientom, a z drugiej wiemy, że są one np. trujące dla ludzi, szkodliwe dla dzieci, bądź ich powstanie okupione jest ogromnym cierpieniem i chorobami kobiet i dzieci w Afryce czy w krajach azjatyckich. Sprzedawać czy nie sprzedawać?- to pytanie i rozdarcie zawsze mamy z tyłu głowy.
Nie lepiej jest w służbie zdrowia. Powinna być to sfera z definicji pomocna nam, a wciąż jesteśmy atakowani informacjami o szkodliwości leków, szczepionek i sposobów leczenia. Lekarze jak i pacjenci są świadomi, że w nurcie medycyny oficjalnej od lat leczone są skutki, a nie przyczyny chorób, że pacjent jest traktowany przedmiotowo i fragmentarycznie, że leczy się go lekiem nie najlepszym, a takim, który długo będzie musiał brać- bo farmacja to też przecież biznes. W większości tkwimy w tej dychotomii, nie potrafiąc znaleźć lepszego wyjścia.
A jak jest w sferze duchowości? Tutaj chrześcijaństwo dokonało absolutnego mistrzostwa w dziedzinie podwójnego życia. Jezus uczył: „gdy chcesz się modlić, wejdź do swej izdebki, zamknij drzwi i módl się do Ojca twego…”(Mt6,6) a my na przestrzeni wieków zamiast wejść do izdebki i modlić się w spokoju, ciszy i samotności…zbudowaliśmy kościoły, instytucje, administrację, stworzyliśmy system religijny, a w większości nie zmieniliśmy wiele istoty swojego życia. Oddajemy na pokaz cześć Jezusowi i jego rodzinie w mszach transmitowanych na cały świat z udziałem światowych celebrytów, podczas gdy Jezus nie uczył: „Oddawajcie mi cześć”, a uczył: „Pójdźcie za mną…” (Mt4,19). Styl życia dostojników kościelnych jest tak różny od pokory i posłuszeństwa Bogu, że trudno się dziwić, iż nawet arcybiskupi okazują się pedofilami. Jak pisze o. Richard Rohr, pisarz i nauczyciel medytacji, amerykański franciszkanin: „Można zatem, żyjąc w dowolnym momencie dziejów chrześcijaństwa, być wojowniczo nastawionym, zachłannym, rasistowskim, egoistycznym i próżnym człowiekiem, a mimo to nadal z wiarą wyznawać Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela, a także przyjmować sakramenty, wywiązując się ze zobowiązań formalnych. Na taką głupotę świat nie ma już więcej czasu”.
„Takich głupot”, mówiąc językiem o. Rohra jest w naszym życiu oczywiście więcej. Należy do nich zapewne większość reklam typu „każdy obcy język- biegle w 5 dni”, które są po prostu kłamstwami jak i wiele innych zjawisk dnia codziennego. Ten świat, postrzegany klasycznie, jest po prostu dualny. Nie oznacza to jednak, że my musimy być z tego powodu nieszczęśliwi. Mamy prawo do widzenia świata na swój sposób i mamy prawo do sukcesu i szczęścia. Musimy tylko wiedzieć, jak do tego dość.
Niezwykle istotne jest, aby mimo dychotomii widzianych w tzw. świecie zewnętrznym zachować wewnętrzną jedność. Nasz świat jest światem stworzonym przez nas, w naszej głowie. Nic, ale to zupełnie nic nie dzieje się poza naszą głową. To my ten świat tworzymy; bo to jest nasz świat. Wszystko „dzieje się” w naszym wnętrzu. To my reagujemy na tzw. zdarzenia zewnętrzne, a nasze emocje, nasze myśli, nasze odczucia są naszym światem. My mamy największy wpływ na nasze wnętrze, a łaska Boża może nam tylko w tym pomóc.
Zatem istotne jest, aby tworząc na co dzień, z chwili na chwilę swój świat, bez względu na zewnętrzne okoliczności, stworzyć go jako spójny byt, uwzględniając jedność duchową, psychiczną i materialną, czy mówiąc językiem nieco bardziej archaicznym, stworzyć harmonię Boga, kosmosu, duszy i ciała.
Byli i są na tym świecie tacy, którzy to robili i robią z powodzeniem; ludzie, którzy osiągnęli i osiągają wielkie sukcesy i czują się prawdziwie szczęśliwi. W takiej jedności działał Mahatma Gandhi, wypędzając Anglików z Indii praktycznie bez jednego strzału, tak działała w latach osiemdziesiątych „Solidarność”, przejmując władzę w Polsce bez większych ofiar, tak działał Karol Wojtyła zostając papieżem Janem Pawłem II, tak działała Hildegarda z Bingen czy Matka Teresa niosąc ludziom ulgę w cierpieniu, tak działał Steve Jobs, budując największą firmę świata, tak działał i działa obecnie Elon Musk budując PalPay, SpaceX i Teslę. Tak działają tysiące, a może już miliony niewidocznych na co dzień ludzi, na mniejszą skalę, dla których sława i spektakularne sukcesy nie mają wielkiego znaczenia, a którzy osiągnęli sukces na taką miarę, jak była im potrzebna do zbudowania swojego szczęśliwego świata. Tak może też działać każdy, który posiada tę wiedzę.
Tylko bowiem działając w wewnętrznej jedności, w harmonii, będziemy mieli ogromną wewnętrzną moc i tylko wówczas odniesiemy ten największy sukces: będziemy szczęśliwi.
Dariusz, MocSwiadomosci.pl
Fot w nagłówku; Warszawa, Wilanów 2016